Nie jestem teatrolożką. Ale prowadzę zajęcia o dramacie i teatrze (tak, wiem...). Żeby uporządkować sobie i studentom wiedzę, pojawią się na blogu notki o historii teatru wraz z analizą wybranych dramatów. Zacznijmy już teraz i to od początku.
1. "Pani od polskiego mówi, że teatr powstał z sacrum".
Jestem tą panią od polskiego. Ale sprawę mocno upraszczam. Właściwie nie mamy żadnych dowodów na to, że teatr powstał z obrzędu. Oczywiście w liceum uczymy się, że było coś takiego jak Wielkie i Małe Dionizje. I że były to święta na cześć boga wina. Wniosek nasuwa się sam, jednak teatrolodzy nie prezentują żadnych konkretów. Jedno wiemy na pewno - teatr powstał z rywalizacji, w której lubowały się greckie państwa-miasta. A to już powinni wiedzieć studenci.
Dionizje miały właściwie charakter państwowo-religijny, nie tylko religijny. Były to wiosenne obchody winobrania. Początkowo świętowanie obejmowało pochody i procesje, na których czele stał koryfeusz (przewodnik chóru). Ostatecznie pochody okazały się "niewygodne" i sprowadzono je do stałego miejsca, gdzie rywalizowano w tańcu, śpiewie, sporcie. Po czasie wprowadzono współzawodnictwo w dytyrambie i tragedii. Co to takiego ten dytyramb? Otóż dziesięć chórów po pięćdziesięciu mężczyzn i po pięcdzieścięciu chłopców rywalizowało, przedstawiając bardzo skomplikowane pieśni, którym towarzyszyły nie mniej skomplikowane układy taneczne.
2. Był sobie raz Tespis...
A tego to akurat nie wiemy. Być może "pierwszy aktor" w ogóle nie istniał. Przypuszcza się, że w roku 534 p.n.e. zorganizowano pierwszy konkurs dytyrambowy. Powszechnie jednak uważa się, że to właśnie Tespis wygrał ten konkurs, oraz że wprowadził na scenę pierwszego aktora (siebie zresztą) na scenę. Istnieje hipoteza, że aktor wyewulował z przewodnika chóru.
3. Ale dlaczego nie wystarczyły im eposy?
Przecież były piękne. I na dodatek wygłaszali je wędrowni rapsodowie modulując swój głos, przybierając różne pozy. Działali na emocje słuchaczy tak samo jak aktorzy. Po co więc mnożyć formy? Grecy dostrzegli jednak w teatrze coś jeszcze... Nie dość, że co roku z okazji świąt powstawały nowe teksty (bo ileż to można o tej Iliadzie) to jeszcze prezentowane były w sposób twórczy i nowoczesny (partie jambiczne urozmaicane były poprzez taniec i śpiew). Poza tym nudnie powtarzane i znane na pamięć teksty poematów epickich przemieniono w grę aktorską, gdzie komunikat jest bezpośredni: "Ja jestem Edyp", a nie: "Mężczyzna wstał i powiedział, że to on jest Edypem".
4. Klimat tragedii...
... to ciężki klimat. Jeśli znacie Nietzschego, pamiętacie pewnie co mówił o żywiole dionizyjskim i apollińskim.
Zacznijmy od tego "nudniejszego". Żywioł apolliński odwouje się do boga Apolla i według niemieckiego filozofa oznacza harmonię, ład, symetrię, statykę, estetykę, piękno, świadomość i inne tego typu nieciekawe rzeczy.
Żywioł dionizyjski natomiast to coś dużo bardziej fascycującego - szaleństwo, poddanie się naturze, popędom, chaos, ból istnienia, ostre jakości estetyczne. Prawda, że fajnie? I to jest właśnie klimat tragedii (pieśni kozła... nikt nie wie dlaczego akurat kozła, być może chodzi o sylenów, którzy towarzyszyli orszakowi Dionizosa).
W mitologii jeden z sylenów (współpracowników Dionizosa) wyjawił mu pewną tajemnicę:
DLA CZŁOWIEKA NAJLEPSZE JEST NIGDY SIĘ NIE NARODZIĆ ALBO PO URODZENIU ZARAZ UMRZEĆ.
I to jest duchowy klimat tragedii. Przełamywała tabu, szokowała, oczyszczała poprzez odczucie litości i trwogi (katarsis), ukazywała najgłębsze lęki człowieka (co ciekawe, najczęściej te przed kobietami i ich potencjale władzy, bo przecież wiemy, że kobiety nie miały wtedy praw, nie zachowały się żadne dowody świadczące o tym, że mogły uczesniczyć w obchodach świąt czy przedstawieniach teatralnych jako widownia). Wszystko co głęboko ukryte, wszystko co obrzydliwe, wszystko co przerażające wylewało się z ust aktorów i chóru. Ale wylewało się w sposób konwencjonalny o dziwo - by trafić w gust widzów i nie łamać zasad trójjedności, decorum i mimesis.
***